Outback w konfiguracji z 3.6 litrowym wolnossącym bokserem nie jest w Europie częstym zjawiskiem. Wybór takich samochodów na rynku wtórnym jest minimalny a więc i sprzedać takie auto jest stosunkowo łatwo. Mimo, że samochód nie jest idealny pod kilkoma względami, zdecydowanie warto się mu przyjrzeć – jego wszechstronność i podstawowe parametry czynią „rdzeń produktu“ niezwykle interesującym. Zapraszam na test najmocniejszego Outbacka.

 

Nie jest piękny, podobnie jak wszystkie poprzednie generacje. Produkowany od 2009 do 2014 roku model jest bardziej masywny niż poprzednik i ta „masywność“ przekłada się przy okazji na ilość miejsca w środku.

Generalnie trudno powiedzieć coś więcej o stylistyce – po prostu ani nie porywa ani nie zanudza do bólu. Jest japońska ale nie oldskulowo japońska.

Dla fanów Subaru już na początku pojawiają się złe wieści – samochód w detalach stracił nieco charakteru typowego dla tej marki. Nie uświadczymy tu szyb bez ramek lub wyprowadzych spod zderzaka końcówek układu wydechowego. To drugie zdecydowanie powinno się znaleźć w samochodzie który ma podwójnie zakończony wydech i 260 koni mechanicznych.

Zmierzając do samochodu możemy zostawić kluczyk (a raczej pilot) w kieszeni – układ bezkluczykowy był obecny w topowej wersji wyposażenia.

Wsiadam na miejsce kierowcy – przez pierwszą chwilę nie czuć, że siedzi się w Subaru i tym razem to dla Outbacka komplement. Wnętrze które według wielu wciąż jest „japońskie“ jak dla mnie jest zupełnie w porządku, jeśli chodzi o design. Ekran w poprawnym miejscu, plastik udający aluminium, jasna skóra i drewnopodobne listwy – wszystko jest ok dopóki nie zaczniemy organoleptycznie badać materiałów – ale o tym później.
Ustawiam fotel pod siebie – regulacje są elektryczne i nie ma ich za wiele, mimo to łatwo przyjąć tu dobrą pozycję do jazdy. Kierownicę da się wysunąć daleko do siebie co mnie, jako wysokiemu kierowcy bardzo odpowiada.

[wp_ad_camp_2]

 

Hamulec, przycisk start, ruszamy.

Już od pierwszej chwili czuć „dodatkowe“ 2 cylindry jednostki H6. Drgań od silnika praktycznie nie czuć, auto pracuje cicho i aksamitnie. Pozostaje tylko wrzucić bieg i jechać.
Przy spokojnym obchodzeniu się z pedałem gazu można odnieść wrażenie jakby skrzynia była bezstopniowa – auto ma wystarczająco dużo momentu obrotowego aby utrzymywać obroty niemal nieprzekraczające 2000 na minutę. Nawet gdy zdecydujemy się mocniej przycisnąć gaz nadal możemy korzystać z „dolnej połowy“ obrotomierza. Sytuacja zmienia się w trybach sportowych które sprawiają, że charakterystyka przepustnicy jest zupełnie inna a reakcja na gaz spontaniczna.

5 biegowy automat nie powoduje żadnego szarpania, dość szybko redukuje i sprawnie zarządza przełożeniami – dzięki charakterystyce silnika nie zrzuca biegu za często co skutkuje obniżeniem zużycia paliwa.
Jadąc Outbackiem spokojnie jest czas sprawdzić jeszcze działanie trybu manualnego – jest w porządku ale raczej tylko do redukcji przed wyprzedzaniem. Długie przełożenia i nie do końca natychmiastowa reakcja łopatek pod kierownicą sprawiają, że nie daje on jakoś szczególnie dużo frajdy z jazdy.

Mając ustawione niższe przełożenie czas wjechać w zakręty. Outback z racji sporego prześwitu i wysokoprofilowych opon potrafi dostać zadyszki na ciaśniejszych seriach zakrętów, ale przechyły nadwozia i tak nie są zbyt duże. Dużą rolę odgrywa tutaj nisko położony środek ciężkości – skutki sporej masy własnej są dzięki temu nieco mniej odczuwalne. Problematyczny może być tutaj rozkład masy – 3.6 litrowa jednostka waży swoje i dociąża dość mocno przód i dodaje (subiektywnie) niwelowanej przez lekki układ kierowniczy, ociężałości.
Generalnie auto jest stabilne w łukach i przewidywalne w prowadzeniu. Wielowahaczowy układ zawieszenia na tylnej daje przewagę na nie do końca równych nawierzchniach a napęd na 4 koła pozwala wyciągnąć Outbacka z zakrętu szybciej niż napęd na przód.

Szkoda, że układ kierowniczy jest elektrycznie (i mocno) wspomagany. Hydraulika z poprzedniej generacji dawała więcej informacji o tym co się dzieje z przednimi kołami. Co do precyzji jest przyzwoicie.


Zobacz również: BMW X3 – Test 


Na dziurach i nierównościach jest wystarczająco komfortowo jednak nie ma co spodziewać się fantastycznej izolacji od asfaltu. Outback nie jest mistrzem komfortu i takiego też nie udaje. Dźwięki dochodzące z zawieszenia są przeciętnie głośne ale nie budzą też lęku o układ jezdny – skok amortyzatorów jest spory i dobrze sprawdza się na kiepskich nawierzchniach. Wysokoprofilowe opony odbierając nieco właściwości jezdnych podczas dynamicznego prowadzenia, dają dużą dawkę spokoju podczas poruszania się po krawężnikach, studzienkach i większych dziurach.

Warto wspomnieć, że w najmocniejszej, testowanej wersji, hamulce były większe niż w wersji z silnikiem diesla lub 2.5 benzynie. Nie wyobrażam sobie żeby mogło być inaczej w samochodzie który waży 1600 kg i rozpędza się do 230 km/h.

Robiąc użytek z tychże – zatrzymuję się aby nagrać wnętrze do testu.

To dość ciekawy przypadek – auto zdecydowanie należy do klasy D, jest sporym i prestiżowym kombi a mimo to w środku przyjemne materiały mieszają się z kompletnie twardą deską rozdzielczą.
Główna część kokpitu jest wykonana z zupełnie twardych plastików i miękkich tworzyw na próżno szukać gdziekolwiek indziej niż na podłokietnikach i boczkach drzwi. Co prawda te są znacznie ważniejsze – to ich bowiem dotykamy najczęściej, jednak zastosowanie twardego plastiku dziwi, chociażby dlatego, że poprzedni Outback miał deskę wykonaną z miękkich kompozytów.

Całe szczęście przy przebiegu powyżej 100 tys. kilometrów nadal nie ma z tego tytułu wyraźnych, niepożądanych dźwięków w kabinie. Montaż jest na wysokim poziomie.
Przyglądając się bardziej szczegółowo – podłokietniki są dość miękkie, jednak pokryte przeciętnej jakości eko-skórą. Na boczkach mamy sporo prawdziwej, perforowanej skóry i miękkie podszybia, co zdecydowanie jest pożądane w dłuższych podróżach. Skóra na fotelach jest miksem prawdziwej i sztucznej. Niszczy się zapewne szybciej niż w autach premium ale jeśli nie będziemy jej poddawać brutalnym testom, powinna trzymać się nieźle.
Z drobnych mankamentów wykończeniowych – srebrna farba na kierownicy wyciera się w niemal każdym produkowanym przed 2012 roku Outbacku (oraz Legacy) – nie zawsze świadczy to o dużym przebiegu.

System multimedialny nie jest specjalnie zaawansowany a ekran mimo, że dotykowy, ma nieco niedzisiejszą rozdzielczość. Główne zalety to dość prosta obsługa i kamera cofania która w tym sporym samochodzie jest bardzo przydatna.
Dźwięk jaki wydobywa się z zestawu audio jest przeciętny. 7 głośników gra wyraźnie słabiej niż w nowych samochodach – prawdopodobnie niewielkim kosztem dałoby się to poprawić, ale w samochodzie tej klasy nie powinno być w ogóle takiej potrzeby.
Na tylnej kanapie w każdym wymiarze jest bardzo dużo miejsca. Kąt pochylenia oparcia możemy regulować w niewielkim zakresie – dzięki temu Outback jest bardzo wygodnym samochodem na trasy. W wersjach z silnikami benzynowymi standardem jest nawiew na tylną kanapę, w dieslach nie był on dostępny nawet w opcji.

Na koniec warto wspomnieć także o kosztach eksploatacji Outbacka w topowej wersji. 3.6 litra pojemności może odstraszać ale w praktyce nie jest tak źle. Auto w mieście pali mniej więcej 11 litrów na 100 km. Jeśli nie będziemy szaleć ani jeździć na krótkich dystansach może się okazać, że spalanie tylko trochę przekroczy 10 litrów. W mieszanym cyklu realne jest około 9 litrów. Podobnie w trasie – oczywiście zakładając, że nie będziemy jechać 90 km/h. W samochodzie z takim silnikiem bez problemu można podróżować z autostradowymi prędkościami i wciąż móc wyprzedzać bez obaw.

 

Najfajniejsza w Outbacku jest właśnie jego wszechstronność – możemy nim długo pędzić 180 km/h po niemieckiej autostradzie bez zmęczenia, a gdy dojedziemy na miejsce (przyjmijmy, że na tyrolski lodowiec) wjedziemy znacznie dalej niż „przeciętne auta“.
Kto dojedzie równie daleko po śniegu i lodzie? Prawdopodobnie Audi Allroad, Volvo XC70, Passat Alltrack. Wszystkie lepiej wykończone od Outbacka ale w większości droższe i słabsze.
Outback cenowo plasuje się w okolicach tego ostatniego.
Używane egzemplarze to w 95% diesle. Auto z tym silnikiem również jest bardzo ciekawą i ekonomicznie uzasadnioną propozycją, ale dodatkowe 2 cylindry, silnik benzynowy i automat to rzeczy które czynią z Outbacka auto jeszcze bardziej niezawodne i godne polecenia. Jednostki H6 są znane z bezawaryjności i z pewnością będą długo służyć, niezależnie od tego czy będą zabierane na narty czy na lekkie bezdroża.

Moc: 260 KM
Napęd: Na obie osie

 

7 odpowiedzi na “Subaru Outback 3.6 – Test”

  1. To spalanie to z komputera, czy ze strony producenta? Mnie Outback 2,5 163KM z 2006 brał dychę w trasie. W mieście nie schodził poniżej 14. Później na gazie odpowiednio 20% więcej, więc podane tu wartości wydają się rewelacyjne. A propos LPG – silnk 3.6 podobno gazu nie toleruje. Przy obecnych instalacjach umożliwiających stały dotrysk benzyny pewnie i tak bym zaryzykował. Ze względu na brak sensownych silników w obecej, europejskiej ofercie Subaru niestety(?) musiałem zmienić markę, choć do Forestera tubo żony nadal wsiadam z przyjemnością.

    1. Podane w teście spalanie jest z komputera i tankowań. 3.6 jest naprawdę ekonomiczny, częściowo z racji tego, że można się posługiwać bardzo niewielką ilością gazu a i tak będzie przyspieszał sprawnie.

      Na stronie jest test Outbacka 2.5 z 2005 roku – tam spalanie było w okolicach 8,6-9,2 litrów w mieście. Auto jeździło długo w rodzinie więc dane sprawdzone.
      14 w mieście to bardzo dużo, nie spotkałem się z takimi wartościami w wolnossących silnikach Subaru, chyba, że automat i ciężka noga 😉

      Aha, no i brak 3.6 w nowych modelach w Europie to nieodżałowana strata!

  2. Auto w miescie nie spala 11L nawet producent podaje ze miasto to 14.5L a przy ciezszej nodze nie ma problemu wypic 16L w miescie. Poza miastem 8

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *